14.01.2014

(2/2) Uwagi krytyczne do tekstu “Wkręceni w boreliozę”



O  konsekwencjach braku obiektywizmu

VI.   Że Autorka swoją twórczością ma konkretny wpływ na świadomość i zachowania innych, tego dowód można znaleźć w komentarzach pod rzeczonym artykułem w blogu, takich jak ten:
„ EjPi | 08.01.2014 o 17:34
Dzięki Tobie, Sporothrix i Bartowi za ten artykuł, będę do niego linkować przy okazji dyskusji z moimi żyjącymi w czarodziejskim świecie znajomymi. Przyznam się, że też zaczynałam naiwnie łapać temat, i rozważałam wykonanie testów ELISA, zamiast po bożemu przejść się do psychiatry i podleczyć się z nawrotu depresji, która właśnie u mnie daje takie różne dziwne neurologiczne objawy somatyczne. Ale skoro SSRI dają im radę, to nie ma co kombinować z nieistniejącą chorobą. Pozdrawiam, i czekam na kolejne wpisy!"
Nawracająca depresja i „różne dziwne neurologiczne objawy” rzeczywiście mogą mieć podłoże somatyczne. Natomiast zawierają się także w obszernym katalogu objawów u których źródła może leżeć niewykryta uprzednio borelioza. Czy obiektywny naukowiec nie powinien choć w tym przypadku napisać coś więcej niż:
„sporothrix | 08.01.2014 o 17:41                                
@ EjPi
Też pozdrawiam i dzięki.”
Koleżanka która zaniechała w  tej sytuacji diagnostyki (czy choćby zgłębienia tematu) boreliozy, może mieć w przyszłości do Autorki duże pretensje.

VII.   Autorka pisze m. in.:
„Ponieważ kleszcz nie jest w stanie zarazić człowieka krętkami przez 12 do 24 godzin po ukąszeniu, jak najszybsze usunięcie kleszcza jest skuteczną metodą zapobiegawczą.”
Niestety to stwierdzenie nie jest prawdą. Owszem wykazano co następuje: krętki w organizmie kleszcza bytują typowo w jego jelitach; po rozpoczęciu przez kleszcza żerowania zmiana warunków środowiska (m. in. temperatury) jest bodźcem który sprawia że krętki z jelit kleszcza przemieszczają do jego ślinianek, a stamtąd do rany. Ten proces trwa (stąd teoretyczny model mówiący o 24h jako czasie potrzebnym do zakażenia). Przy okazji tejże migracji zachodzą również zmiany antygenowe bakterii które grają ważną rolę dla jej wirulencji.
Autorka natomiast formułując na podstawie tego modelu bardzo kategoryczne stwierdzenie, nie bierze pod uwagę co najmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze kleszcz który z dowolnych powodów przerwał żerowanie (np. strząśnięty przez żywiciela zwierzęcego) jest, jak mówią badacze, bardzo zdeterminowany aby dokończyć żerowanie i w związku z tym bardzo agresywny. Warto zauważyć że u takiego kleszcza owa „krętkowa bomba” jest już „uzbrojona” i może być gotowa do detonacji.
Kwestia druga: dr Willy Burgdorfer, który jako pierwszy opisał krętki nazwane po części jego imieniem, stwierdził że 5-10% kleszczy spośród tych które badał wykazywało uogólnioną infekcję i krętki znajdowały się w momencie badania w ich śliniankach. Dr Burgdorfer mówi jasno: „Nie istnieje coś takiego jak margines bezpieczeństwa po ukąszeniu kleszcza”. Ten fakt może potwierdzić wielu pacjentów którzy chorują pomimo faktu że kleszcz usunięty był u nich „czysto” i szybko.

Fakt że jakieś zjawisko nie jest dokładnie opisane, nie uprawnia do twierdzenia że ono nie istnieje. Zwłaszcza w sytuacji gdy jego występowanie jest według dostępnej wiedzy wysoce prawdopodobne, potwierdzają to pojedyncze badania oraz świadczy o tym szereg obserwacji klinicznych poczynionych przez doświadczonych lekarzy-praktyków. Zdają się to wiedzieć wszyscy oprócz wąskiego grona panelistów IDSA, kilkudziesięciu ich kolegów na świecie, oraz oprócz Autorki. Kiepskie przygotowanie to jedno, natomiast po cóż w tej sytuacji formułować tak kategoryczne wnioski jak szereg stwierdzeń przytoczonych powyżej i poniżej? Czy dlatego że pomagają barwnie zilustrować założoną tezę i przy okazji bagatelizować problem? Gdzie podział się obiektywizm? Czy Autorka bierze pod uwagę, że może przy okazji potencjalnie zaszczepić czytelnikowi fałszywą pewność co do stanu zdrowia?


Ślepa wiara (w) IDSA

VIII.   Autorka pisze m. in.:
„Pacjenci z potwierdzoną boreliozą zwykle bardzo dobrze reagują na leczenie (...)
Zalecaną przez Infectious Disease Society of America (IDSA) jest odpowiednia terapia w zależności od stadium choroby. Stadium pierwsze wymaga dwutygodniowego doustnego stosowania doksycykliny lub amoksycyliny. Te same leki stosuje się w przypadku stadium II i III, a kuracja trwa do czterech tygodni (...). W przypadku zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych czy mózgu stosuje się dożylne podawanie ceftriaksonu. (...)
W dużej większości przypadków pacjentów chorych na boreliozę udaje się wyleczyć w powyższy sposób. A główną przyczyną niepowodzenia terapii jest nieprawidłowa diagnoza (czyli po prostu nie mieliśmy do czynienia z boreliozą).”
Myślowe salto mortale, zwłaszcza w ostatnim zdaniu.
Pominę już w tym miejscu szereg źródeł (w tym polskich) podawanych Autorce w toku dyskusji przez inne kompetentne osoby (treści usunięte, a jakże, jako “niemerytoryczne”), a świadczących o tym że niepowodzenia krótkich terapii nie są wcale rzadkie i bynajmniej nie przez wszystkich są traktowane jako następstwa niezakaźne choroby. Stąd dość powszechne zjawisko okresowego powtarzania terapii antybiotykowych u pacjentów z nawrotami choroby na polskich oddziałach zakaźnych. Nota bene tak zwany “post - Lyme disease syndrome (PLDS)” jest czysto teoretycznym konstruktem który nie ma po dziś dzień potwierdzenia naukowego, za to jest ostro krytykowany od połowy lat 80. XX., m. in. na gruncie badań opartych o hodowlę krętków B burgdorferi z materiału pobranego od pacjentów po krótkich terapiach.
Przyjmując wyłącznie i na ślepo wykładnię IDSA autorka z góry zakłada (w ślad za opisywanym wyżej wąskim gronem panelistów IDSA), jakoby niemożliwe było przetrwanie aktywnej infekcji krętkami B burgdorferi po leczeniu monoterapią antybiotykową zalecaną przez IDSA. Takie stwierdzenie nie jest prawdą, a dowody temu przeczące wcale nie są nowe. Żywe krętki Bb jak wspomniałem, hodowano od uprzednio leczonych pacjentów już w latach 80. XXw. w USA, a niedługo potem zapewne także w Polsce. Młodym mikrobiologom sugeruję popytać wśród starszych kolegów.
Opublikowane w 2012 r. badania Embers et al wykazują na modelu zwierzęcym możliwość przetrwania żywych krętków B burgdorferi w organizmach naczelnych pomimo zastosowania agresywnej antybiotykoterapii wg zaleceń terapeutycznych IDSA. Link wraz ze skrótowym omówieniem po polsku można znaleźć tu:
Wnioski jakie płyną z tych badań, jasno sugerują, że przetrwanie zakażenia B burgdorferi pomimo krótkiej terapii u ludzi jest prawdopodobne. Badania pokazują także przy okazji, do jakiego stopnia zafałszowane mogą być wyniki testów serologicznych wykonywanych po nieskutecznym leczeniu.
Potencjalnie przełomowe są również badania prowadzone przez dr Evę Sapi nad biofilmami Borrelii. Jest to kontynuacja pionierskich prac dr Alana MacDonalda. Linkowane tu:
Całe osobne zagadnienie to krytyka badań Klempnera et al, które stały się kamieniem węgielnym zaleceń IDSA z 2006 r. Publikacje DeLong et al oraz Fallona et al stawiają poważny znak zapytania co do naukowych podstaw stanowiska IDSA. Szczegóły można znaleźć m. in. tutaj:
Natomiast wszystkie ideologiczne wywody na temat rzekomego nieistnienia przewlekłego zakażenia B burgdorferi stają się beznadziejne w świetle nowych doniesień na temat udoskonalonej metody hodowli krętków B burdorferi oraz jej zastosowania diagnostycznego:
Z bezpośrednim dowodem przetrwania infekcji po krótkiej terapii nawet paneliści IDSA nie będą już w stanie wkrótce dyskutować.
Cóż, warto czytać – jeśli nie źródła naukowe w oryginale, to przynajmniej ich omówienia na stronie stowarzyszenia pacjentów zajmującego się tematem.



Uwagi na marginesie

Spotykając się z nieprzemyślaną i niekompetentną wypowiedzią lub publikacją na temat boreliozy, w szczególności zaś na temat diagnozowania i prawidłowego leczenia tej choroby, osoba społecznie zaangażowana w temat staje zawsze przed wielowarstwowym dylematem. Po pierwsze ignorancja w temacie jest, jak pisałem, powszechna i na prostowanie każdego przekłamania które się gdzieś pojawia nie starczy czasu jednej osoby, czy grupy osób. Z drugiej strony zabranie głosu w dyskusji często niepotrzebnie nobilituje treści, które na to nie zasługują. Innym czynnikiem jest fakt, że dla osób zaangażowanych społecznie i posiadających konieczną wiedzę, jest w obrębie problematyki boreliozy na tyle dużo do zrobienia, że trudno im poświęcać czas na rzeczy mniej ważne. Podstawowym celem działania tych osób jest wszak pomoc chorym; prostowanie owoców czyjejś nonszalancji schodzi na plan dalszy. Kolejny czynnik komplikujący ma swe źródło w skali skomplikowania zagadnień związanych z diagnozowaniem i leczeniem boreliozy. Ta jest na tyle duża, że prostowanie pewnych kwestii wymaga pisania elaboratów, takich jak ten powyżej. Dogmatycznych oponentów to prawdopodobnie niestety nie przekona, natomiast osoby słabo znające temat niewiele z tego skorzystają i szybko zarzucą lekturę. Takie podejście wymaga poświęcenia mnóstwa czasu i energii, które bardzo, bardzo potrzebne są gdzie indziej. Chciałbym aby każdy pamiętał o tym czytając w przyszłości podobną “radosną twórczość” w temacie i pytając siebie dlaczego nikt kompetentny nie wchodzi w spór z autorem/autorką.

Z drugiej strony sytuacje jak ta której owocem jest ta polemika, mogą być dla bezstronnego obserwatora niezwykle pouczające. Pokazują mianowicie do jakiego stopnia zideologizowana potrafi być debata na temat boreliozy - choroby z Lyme jako problemu który dawno już wykroczył poza sferę nauk biomedycznych i zyskał (na nasze nieszczęście) wymiar polityczno-społeczny. Oto obserwujemy w tych sytuacjach, jak ludzie wykształceni, nierzadko z dyplomami i habilitacjami w naukach medycznych i okołomedycznych prezentują nierzadko w tym specyficznym temacie - boreliozy - choroby z Lyme - gorącą, dogmatyczną wiarę, która skonfrontowana z niewygodnymi faktami potrafi owocować zachowaniami nieracjonalnymi. Kogoś mniej obeznanego z tematem może to wprawiać w konsternację, niemniej zapewniam, tak wygląda świat tych swoistych Wojen Boreliozowych z którymi mamy do czynienia dzisiaj - nie tylko w Polsce ale i w innych krajach europejskich, zwłaszcza zaś za Oceanem, gdzie cały ten rozgrzany do białości spór (IDSA kontra ILADS) ma swoje przyczyny i gdzie nieustannie bierze swe źródło.

Osobiście cieszę się że w perspektywie tygodni wychodzi drukiem polskie wydanie książki dr Nicoli McFadzean “Prosto o diagnozie i leczeniu boreliozy - choroby z Lyme”, ponieważ wiele z tych podstawowych kwestii budzących tak gorące kontrowersje (włącznie z ich tłem historycznym) jest w tej publikacji bardzo dobrze i przystępnie wyjaśnionych, nie tylko z punktu widzenia lekarza-praktyka ale również w odniesieniu do materiałów naukowych. Już teraz polecam tę pozycję wszystkim zainteresowanym tematem.


Brak komentarzy: